wtorek, 15 października 2013

Jestem

Udało mi się znaleźć trochę czasu pomiędzy zbieraniem materiałów do kolejnej prezentacji, a powtarzaniem do kolokwium. Zauważyłam, że zaczyna brakować mi doby, a i tydzień mógłby być chociaż o jeden dzień dłuższy. Nie mam jakiegoś wielkiego nawału pracy (jeszcze), ale chyba muszę opracować nową strategię organizacji czasu;).
Poprzedni tydzień obfitował w różne atrakcje, a pierwsza pojawiła się już w poniedziałek z samego rana, gdy nie zadzwonił budzik o 6 rano. Właściwie nie zadzwonił w ogóle tylko obudziłam się sama i jeszcze zaspana zauważyłam, że za oknem jest jasno. Od razu pomyślałam, że coś jest nie tak, bo jak wstaję o 6 to jeszcze ciemno jest. I miałam rację, zegarek wskazywał 7.57, czyli byłam już spóźniona. Wystrzeliłam z łóżka jak z procy i zaczęłam się szykować, ale szybko ostudziłam swój zapał, bo dotarło do mnie, że przecież jeszcze muszę prawie godzinę dojechać,więc nie ma sensu się spieszyć i  odpuściłam jeden z ważniejszych wykładów;/. Wczoraj podczas czytania listy, która wyświetla się na rzutniku, wszyscy mogli zobaczyć przy moim nazwisku piękne, okrągłe "0" dodatkowo podkreślone żółtym kolorem.
We wtorek pisałam pierwszą wejściówkę z metod matematycznych, na szczęście nie była na zaliczenie, tylko wykładowca chciał rozeznać się jaki jest poziom wiedzy całej grupy. Dlatego też nie musieliśmy się podpisywać nazwiskiem, a jedynie jakimś symbolem. Sprawdził losowo 5 prac i jak na złość trafiło na moją.
W środę baaardzo nudny wykład prowadzony przez baaardzo nudną panią w baaardzo niewygodnej auli. Nie przeszkodziło to jednak połowie zasnąć, mi się zdarzyło 3 razy i za którymś razem coś zaczęło mi się śnić;). Mam nadzieję, że nie mówiłam przez sen :|.
Czwartek chwila grozy i pierwszego studenckiego stresu. Wszystkie grupy wygłaszały swoje prezentacje, w naszej każda miała coś powiedzieć. Troszkę niekomfortowo się czułam mówiąc do jeszcze obcych ludzi i równie obcego wykładowcy. No, ale jakoś poszło. W ten czwartek następna. Jednak najgorsze tego dnia były ćwiczenia z nauki o człowieku. Okazało się, że większość poprzedniej grupy ma niezaliczone ćwiczenia, bo nie nauczyli się jak przeprowadzać badanie EKG i w ogóle nic nie wiedzieli. My też się bardzo nie przygotowaliśmy i strach nas obleciał. Tak więc podczas okienka razem z koleżanką na dworcu centralnym próbowałyśmy ogarnąć  jak to jest z tymi elektrodami, potencjałami i załamkami  i z czym to się je. Jak się później okazało pani była już przygotowana na nasze nieprzygotowanie i łaskawszym okiem na nas popatrzyła. Poza tym nie mieliśmy EKG tylko neuroregulację krążenia krwi, czyli mierzyliśmy sobie nawzajem ciśnienie i jeden śmiałek był poddany próbie ortostatcznej. Wszyscy ćwiczenia zaliczyliśmy, ja odetchnęłam z ulgą, bo mogłam skupić się na przygotowaniach do wyjazdu.
Wyjechałam w piątek i ten dzień spędziłam ze znajomymi. W sobotę pojechałam do domu. Nie powiadomiłam rodziny o tym, że przyjadę i przeżyli mały szok jak mnie zobaczyli. Szczególnie babcia była zaskoczona, ale oczywiście pozytywnie:). Szok przeżył też mój pies, który mnie nie poznał. Wąchał mnie i wąchał i nie mógł się dowąchać;). W końcu zaczął merdać ogonem, ale tak niepewnie.
A w niedzielę nastąpił ciężki powrót do warszawskiej rzeczywistości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz