sobota, 5 października 2013

Pierwsze koty za płoty

Pierwszy tydzień na uczelni za mną. Uczucia mam mieszane. Chyba nie przesadzę mówiąc, że przeżyłam szok. Po pierwsze dojazd. Okazuje się, że zajmuje on trochę więcej czasu niż ustawa przewiduje;). Związane to jest z przesiadką i koniecznością oczekiwania na następny autobus. Przez to zamiast 35 min, jadę ponad 45. Jak przyjdzie zima, to już w ogóle będzie ciekawie. Po drugie czas jaki spędzam na uczelni też daje mi się we znaki. Plan mam tak napięty, że praktycznie codziennie mam na 8 do 20. Czyli jak wychodzę z domu przed 7 to z powrotem jestem przed 21. Po tak długim wolnym, przeżycie poniedziałku było sporym wyzwaniem.  Po trzecie tak duża grupa nowych ludzi również mnie przytłoczyła. Ja z natury otwarta jestem i lubię poznawać nowych ludzi, ale ponad 150 osób naraz to i dla mnie za dużo. Trochę obco i samotnie się czułam i niby ciałem byłam na wykładach, ale duchem gdzieś z przyjaciółmi, z którymi musiałam się rozstać. Nowością jest też dla mnie samotne spędzanie czasu, w domu zawsze ktoś był do kogo można było gębę otworzyć, na zakupy, spacer też się zawsze kogoś wyciągnęło, a tu sama siedzę i nie wiem co ze sobą zrobić. Dziś miałam taki nijaki dzień. Chcąc zająć sobie czymś czas i skorzystać z pięknej pogody, wybrałam się do centrum, ale nie bardzo poprawiło to moje samopoczucie, bo mimo, że byłam wśród setek osób i tak byłam sama i nie miałam z kim porozmawiać. Na stancji też muszę zadowolić się Facebookiem, bo moja współlokatorka gdzieś wybyła i wróci jutro. Chyba dopiero teraz zaczynam doceniać realny kontakt z drugim człowiekiem. Już odliczam dni do piątku i jadę odwiedzić moich wariatów:). Obiecali, że przypomną mi "stare, dobre czasy";).

Co do wykładowców to są różni. Jedni śmiertelnie poważni, drudzy na luzie, jeszcze inni zakręceni. Trochę przeraża mnie fakt rygoru dotyczącego obecności, jaki panuje na medycznym. Na wszystkich wykładach, seminariach i ćwiczeniach obecność jest obowiązkowa. Nawet na wf trzeba mieć 100% frekwencji żeby zaliczyć. Jak się opuści zajęcia to trzeba odrabiać w innym terminie, robić prezentację albo ma się dodatkowe pytania na kolokwium. A właśnie, co do kolokwium, to pierwsze szykuje się już 16 października z podstaw ochrony środowiska. A na czwartek mamy w grupach zrobić prezentację z mikrobiologii na epidemiologię.

Wczoraj zapisałam się na wf. Wspominałam o tym, że zapisy miały odbyć się 30 września o 16:00 czyli wtedy, kiedy miałabym wykłady. Na szczęście władze pod wpływem protestu ugięły się i przeniosły zapisy na wczoraj kiedy to cały uniwersytet miał wolne. Wszyscy nakręceni byli, bo "przecież trzeba się zalogować zanim serwer się przeciąży". Pamiętając jak to było z oczekiwaniem na wyniki matur już pół godziny przed godziną zero odświeżałam stronę. Ku mojemu zdziwieniu nie było żadnego problemu z zalogowaniem i zapisaniem się. Wybrałam stretching. Jako jedyny jest optymalną opcją, czyli  nie jest grą zespołową, której nie cierpię i jest rano, dzięki czemu nie będę jeszcze później wracać do domu. Niestety jest jeden minus i to znaczący, bowiem mój plan jest dynamiczny i  kolejne dni nie są takie same, dlatego na co bym się nie zdecydowała, to w pewnym momencie pojawia się kolizja z jakimś przedmiotem i muszę zdecydować, czy iść na wf czy na zajęcia. Będę się musiała umówić z wykładowcą i trenerem na odrabianie. Mam nadzieję, że nie będą robić większych problemów.

Ciekawe co przyniesie ten tydzień. Pewnie znów dopiero pod koniec tygodnia znajdę czas na napisanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz