poniedziałek, 23 września 2013

Pierwsze: nie mieszaj!

 Drugie: nie pij z rodzicami!

 Zastanawiałam się czy powinnam o tym pisać i doszłam do wniosku, że napiszę. Przecież w życiu nie jest wiecznie pięknie i kolorowo;). Oczywiście nie piszę tego, żeby pochwalić się jaka to ja imprezowa jestem, bo chwalić się nie ma czym. Uważam tylko, że trzeba też dzielić się porażkami i błędami, szczególnie, że mogą one stać się przestrogą dla innych, dla mnie to przestroga będzie na pewno i gdyby kiedykolwiek jeszcze zachciało mi się takich idiotyzmów, to przeczytam sobie ten wpis. A wczoraj błąd popełniłam wielki i moja osoba pewnie okryje się hańbą, ale trudno. Może następnym razem pomyślę co robię. Ale po kolei...

Jak wiecie trwają o u mnie wielkie przygotowania do wyjazdu i przez to chodzę ciągle podminowana i wszystko mnie denerwuje. W związku z tym mój tata wpadł na pomysł żebyśmy wybrali się na "odstresowująco-pożegnalną" pizzę. Wybraliśmy się, spotkaliśmy przy okazji znajomych. Pizza była jak zwykle bardzo dobra, piwo (dokładnie dwa) do niej zresztą też. I na tym grzeczny wpis się kończy. Ta "odstresowująco-pożegnalna" pizza zbiegła się z imieninami mojego taty i znajomego. Wpadli więc na pomysł żeby wypić z tej okazji coś mocniejszego. Ja nie bardzo byłam za tym, bo już wcześniej miałam pewne nieprzyjemne doświadczenia z mieszaniem, ale nie wypada nie wypić z okazji imienin taty. Po dwóch kieliszkach znów zostałam uraczona piwem, za darmo dali to trzeba było brać, przecież darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby. Potem impreza przeniosła się do baru, tam znów polała się wódka, nie wiem ile wypiłam, ale już plotłam głupoty. W tym momencie pojawia się czarna dziura w mojej głowie. Tak, film mi się urwał. Nie wiem w jaki sposób, którędy i o której wróciliśmy do domu. Obudziłam się koło 6:00 we własnym łóżku i naprawdę nie wiem jak ja się tam znalazłam. Od razu poczułam (dosłownie), że było "wesolutko". Nie wiem też skąd mam poranioną rękę, jak tata wróci z pracy to mi wszystko opowie, o ile pamięta... Przyjęcie pozycji pionowej też łatwe nie było, bo od razu pojawiły się samoloty, helikoptery, czy tam jeszcze co innego. Jakimś cudem doczłapałam się do łazienki i znalazłam tam spodnie i buty. U rodziców pod łóżkiem torebkę...ale za to telefon był pod poduszką. Ku mojemu zdziwieniu w domu zastałam mamę, też jej za dobrze nie jest. Ona oprócz alkoholowego kaca ma jeszcze moralniaka, bo jak tak można własne dziecko sponiewierać;). Tak że obydwie chodzimy i jęczymy, ale dobrze nam tak, cierp ciało jak żeś chciało.

Dziś mam też jechać z tatą do Rzeszowa na lotnisko, to jest ponad 140 km ode mnie, nie wiem jak ja to zrobię, ale zrobię;). Lecę się doprowadzać się dalej do ładu, po godzinnym ogarnianiu włosów trzeba się zająć resztą. Na marginesie: co ja w tych włosach miałam, a raczej czego nie miałam...Mein Gott, nie mehr!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz